Home » Efektywny rozwój » W mojej firmie zwanej życiem
Efektywny rozwój

W mojej firmie zwanej życiem

firmie
firmie
Fot.: Sylwia Grochowska

Beata Pawlikowska

Dziennikarka, autorka książek, podróżniczka i fotografka

Niedawno u fryzjera usłyszałam:

– Ja szanuję moich pracowników. Niektórzy rządzą firmą za pomocą strachu, ale ja myślę, że to nieskuteczne. Wolę dać człowiekowi poczucie, że jest ważny i potrzebny, wtedy sam z siebie będzie chciał pracować najlepiej jak umie.

Nie wiem kim był ten człowiek ani jak wyglądał, ale zgadzam się z każdym jego słowem i taką właśnie zasadę stosuję w mojej własnej firmie.

Mam tylko jednego pracownika. Jest nim mój umysł.

Kiedyś wcale nie chciał ze mną współpracować. Kiedy mówiłam, że mam do napisania felieton, on odwracał się plecami. Siadałam przed komputerem, pisałam kilka słów, ale wydawały mi się tak wątłe i nieciekawe, że czym prędzej je kasowałam.

Czułam złość i frustrację. Mój umysł był ociężały, niechętny, pogrążony w apatii.

Nie mogłam go zmusić. Próbowałam go zachęcać batonami z reklamy. Takimi, które obiecują natychmiastowy przypływ energii i pomysłów. Ale mój umysł połknął słodycze i łypnął na mnie okiem. Na odchodne. Nie interesowało go pisanie felietonu. Chętnie natomiast oglądał witryny internetowych sklepów i filmiki na YouTubie.

Byłam wściekła. Mój umysł był moim wrogiem i nie chciał mnie wspierać w tym, co było dla mnie ważne!

Wtedy nie rozumiałam dlaczego tak jest, więc tylko nienawidziłam siebie za to, że nie jestem taka, jaka chciałabym być i nie mogę mieć do siebie zaufania w ważnych dla mnie sprawach.

Być może wciąż żyłabym w takiej niezdrowej relacji z samą sobą, gdyby nie to, że pewnego dnia dostrzegłam pewne powtarzające się zależności.

Kiedy szłam spać późno, budziłam się zmęczona. Krótka radość po alkoholu zawsze zamieniała się w depresję, smutek i zniechęcenie. Walka z samą sobą zawsze doprowadzała mnie do bezsilnej apatii, nigdy do zwycięstwa. Po słodkich batonach ogarniała mnie totalna niemoc. Kiedy wychodziłam na spacer na świeżym powietrzu, zawsze wpadałam na nowe pomysły i czułam przypływ energii.

A ponieważ jako dziecko przeczytałam chyba wszystkie opowieści o Sherlocku Holmesie, użyłam metody dedukcji, żeby dojść do zdumiewająco prostych wniosków, które następnie zastosowałam w praktyce. I tak odzyskałam pełną władzę nie tylko nad moim umysłem, ale też nad moim życiem.

Zamiast walczyć ze sobą i usiłować się do czegoś zmusić, postanowiłam wprowadzić na stałe do mojej firmy zwanej życiem trzy proste zasady.

Przyjaźń – szacunek – uczciwość.

Tak samo jak robi dobry, mądry szef wobec swoich pracowników. Zamiast ich straszyć i zmuszać, on motywuje, wspiera i organizuje w sprzyjającej wysiłkowi przestrzeni.

To jest dokładnie to, co ja zrobiłam w moim życiu.

Dla mojego najcenniejszego pracownika – mojego umysłu – stworzyłam możliwie najlepsze, wspierające warunki pracy. Przestałam go poić i oszałamiać alkoholem. Przestałam go karmić śmieciowymi słodyczami naładowanymi białym cukrem, syropem glukozowo-fruktozowym, aspartamem i innymi syntetycznymi słodzikami, które atakują komórki nerwowe. Wyrzuciłam z mojej kuchni wszystkie zupy w proszku i inne przetworzone produkty spożywcze. Przestałam się upierać, że muszę być doskonała i lepsza od innych.

Zaczęłam jeść tylko zdrowe, pełnowartościowe jedzenie skomponowane z prostych, naturalnych składników, takich jak kasze, brązowy ryż, warzywa strączkowe, świeże warzywa, owoce, zioła i orzechy.

Zaczęłam chodzić wcześnie spać i spać tyle, ile potrzebuje mój organizm. To był największy cud. Mój umysł niespodziewanie ocknął się z długotrwałej ociężałej drzemki i co rano był nie tylko gotowy, ale i chętny do pracy!

Zaczęłam uprawiać sport i spędzać codziennie co najmniej godzinę na świeżym powietrzu.

Zaczęłam lubić siebie! Zaakceptowałam to, że czasem popełniam błąd i że nie muszę być lepsza od innych, bo najważniejsze jest to, że jestem sobą. Nie muszę niczego udawać ani z nikim się ścigać. Wystarczy, że pracuję uczciwie w moim własnym tempie i dbam o to, żeby w mojej firmie panowała równowaga.

Codziennie rano siadam do komputera, otwieram nową wirtualną kartkę i piszę. Pracuje mi się łatwo, z radością i chęcią na więcej.

Mój umysł stał się moim największym sprzymierzeńcem.

Stało się to wtedy, kiedy przestałam traktować go jak niewolnika, który ma wypełnić moje żądania, a zaczęłam dbać o niego jak o cennego współpracownika.

Moja recepta na zdrowe życie wypełnione efektywną pracą pełną pasji jest prosta.

Szanuj, kochaj i dbaj o swój umysł, duszę i ciało. Wtedy odwzajemnią ci się taką samą przyjaźnią i gotowością do współpracy.

Next article